Gdy teraz – patrząc na przeszłe
wydarzenia z pewnego dystansu – wspominam ostatnie wakacje, myślę, że nasze
pierwsze spotkanie zawdzięczałam tylko szczęściu. To właśnie przychylny los
sprawił, że znalazłam się w niecodziennych i nieco niewygodnych okolicznościach,
ale za to we właściwym miejscu i czasie. Ten fart skłania mnie do myślenia, że
może jednak tak absurdalna rzecz jak przeznaczenie istnieje. Nasza przyjaźń,
wydarzenia paru ostatnich miesięcy, to, że wszystkie fragmenty układanki
ułożyły się w całość – to było dzieło przypadku.
-
Pobudka. – usłyszałam niski męski głos z tutejszym akcentem, który wybudził
mnie z krótkiej drzemki. Leniwie podniosłam zaspane powieki, by dostrzec
wysokiego chłopaka z ciemnym kapturem na głowie, spod którego wystawały gęste
brązowe włosy, które okalały mu czoło. Jego twarz w mroku rozmazywała mi się
przed oczami, ale byłam w stanie stwierdzić, że kąciki ust miał uniesione –
uśmiechał się w moją stronę. Z dłoniami włożonymi w kieszenie podszedł do mnie,
wraz ze zmniejszaniem się odległości pomiędzy nami, jego zarys stawał się coraz
wyraźniejszy.
Nie
pamiętałam nawet momentu, w którym oparłam policzek o zimny betonowy murek z
tyłu ławki, zanim straciłam świadomość całkowicie, wpatrywałam się w panoramę
nocnego Londynu, która się ślicznie stąd prezentowała. Późna godzina zrobiła
jednak swoje – była pierwsza w nocy, ja byłam już jedną nogą w innym świecie,
nie spałam już od prawie dwudziestu czterech godzin, a do autobusu zostało
jeszcze… no właśnie, trochę zostało. Spanikowałam i spojrzałam na zegarek w
telefonie. Była pierwsza piętnaście. Uff, nie przespałam jeszcze odjazdu.
W
duchu byłam wdzięczna brązowowłosemu chłopakowi.
Zamrugałam
dwa razy, odzyskując wreszcie rezon. Oczy miałam wysuszone, a w tej krótkiej
nieplanowanej drzemce soczewki zdążyły mi się przemieścić pod powieki.
Przyłożyłam sobie ręką w czoło. Jesteś geniuszem, Sharon. To by wyjaśniało,
dlaczego obraz rozmywał mi się przed oczami.
To było czyste szczęście, że on
się tam znalazł. Kto wie, może gdyby nasze pierwsze spotkanie nie było tak…
niecodzienne, żeby nie powiedzieć „dziwne”, nie patrzyłabym na niego w ten
sposób podczas naszego następnego spotkania.
-
Może to głupie pytanie… - zaczęłam niepewnie. Oczywiście, że głupie, dodałam w
myślach. – Ale uratowałbyś mi życie gdybyś miał lusterko. – powiedziałam
błagalnie.
Chłopak
parsknął krótkim śmiechem. – Umrzesz, jeśli nie będę miał? – odezwał się i
wyszczerzył zęby. – Wystarczyłby ci telefon?
Przytaknęłam,
to było lepsze niż nic. Chłopak wysunął z kieszeni dotykowy telefon, który
okazał się być czarnym iPhone’m. W normalnej sytuacji bałabym się dotknąć
czegoś takiego, wszystkie nowinki techniczne w moich rękach buntowały się i źle
kończyły.
Czując
się uratowana, zabrałam się za wyciąganie spod powiek wysuszonych i
posklejanych soczewek. Musiałam wyglądać dość komicznie, bo śmiał się przez
cały czas.
-
Dziękuję, na serio uratowałeś mi życie. – powiedziałam, gdy już uporałam się z
własnymi oczami, i oddałam mu telefon. Mrugnęłam dwa razy, by nawilżyć zmęczone
oczy.
-
Do usług. Zawsze jestem chętny, by
ratować damę w potrzebie. – powiedział, a potem zaśmiał się. Uśmiechnęłam się.
– Czy widzisz mnie wyraźnie? – spytał, wlepiając we mnie ciemnozielone oczy.
Niewyraźny obraz jego twarzy przypominał mi kogoś, byłam pewna, że widziałam
już te oczy i że słyszałam ten niski głos, któremu szczególne zabarwienie na dodatek
dodawał brytyjski akcent.
-
Widzę tylko z bliska. – odpowiedział. On uśmiechnął się łobuzersko bez słowa.
-
Jestem Sharon – przedstawiłam się.
-
Harry. – odpowiedział.
-
Miło mi poznać. To zabawne, bo przypominasz Harry’ego Sty… - miałam zamiar
powiedzieć Harry’ego Stylesa z One Direction, ale w tym momencie dotarło do
mnie, że chłopak nie przypominał go. Moim rozmówcą był Harry Styles. Zamarłam.
Poczułam
się głupio, że nie zorientowałam się wcześniej. Spojrzałam tępo w niewyraźny
zarys jego twarzy. To był on, bez wątpienia. Gadałam z członkiem
najsławniejszego zespołu na świecie. To wyjaśniałoby, dlaczego szatyn miał na
sobie bluzę z kapturem.
Harry
nie mógł się powstrzymać i wybuchł głośnym śmiechem. Wpatrywałam się w niego ze
stoickim spokojem, podczas gdy on miał jakiś atak, a przynajmniej tak to
wyglądało, bo zgiął się w pół i poczerwieniał na twarzy. W końcu nie
wytrzymałam i uśmiechnęłam się delikatnie. Wyglądało to nieco zabawnie… i
uroczo?
Gdy
już myślałam, że się uspokoił, zaśmiał się jeszcze krótko, zwrócił się znowu w
moją stronę, oparł o swoje kolana i wreszcie odezwał się, nadal nie do końca
spokojnym głosem.
-
Naprawdę nie zorientowałaś się do tego czasu? – spytał z niedowierzaniem. Gdy
pokiwałam twierdząco głową, zachichotał krótko jeszcze raz.
-
W telewizji nie wyglądasz na tak wysokiego.
Nie pamiętam zbyt wiele z tamtej
nocy. Ja i Harry rozmawialiśmy przez ponad pół godziny – aż do czasu, gdy
przyjechał spóźniony autobus, który miał mnie zabrać z Londynu do Hartford. Te
trzydzieści minut wydawało się być tylko snem, widziałam go jak przez mgłę i na
dodatek byłam naprawdę śpiąca. Zbyt śpiąca, by zastanawiać się nad tym, co się
dzieje, zbyt śpiąca, by próbować się ukryć. Zmęczenie sprawiło, że byłam sobą.
Nie pamiętam, jak rozmowa się rozwinęła, po prostu otworzyłam się, pozwoliłam
mu poznać parę rzeczy o sobie, być może powiedziałam za dużo. Pomyślałam wtedy,
jakie jest prawdopodobieństwo, że spotkam go ponownie? Nikłe. Może jeden do
miliona?
Ale nie było to niemożliwe.
-
Tak myślałem, że słyszę amerykański akcent.
-
Pudło. Jestem Kanadyjką. Mieszkam w Blainville – to takie zadupie około
trzydziestu kilometrów od Montrealu. – powiedziałam. Naprawdę nie lubiłam
swojego rodzinnego miasta. Blainville było niewielkie, a ludność tamtejsza była
dość zróżnicowana, jakby to określiła moja przyjaciółka Hayden – mieszkały tam
same „wieśniaki”.
-
Montrealu? Czy tam się nie mówi po francusku? – spytał, nachylając się w moją
stronę, wyraźnie zaciekawiony.
-
Oui. – odpowiedziałam. –Mój ojciec jest Brytyjczykiem. Chodzę do szkoły w
Montrealu. – błagałam rodziców, by pozwolili mi tam pójść. Była to o niebo
lepsza placówka niż ta w Blainville, nie wspominając już o tym, że w samym
Montrealu plasowała się na wysokich pozycjach. – To dwujęzyczna szkoła, a ja
jestem w klasie, w której mówi się oboma językami.
-
Wow. – powiedział zdumiony. – Montreal. Byłem tam. To piękne miasto pełne
ładnych dziewczyn.
Uśmiechnęłam
się nieśmiało.
-
Zimno ci. – zauważył Harry, spoglądając na moje ramiona pokryte gęsią skórką,
gdy odprowadzał mnie do autobusu o pierwszej pięćdziesiąt. Moja ulubiona
niebieska bluza znajdowała się we wcale nie takiej wielkiej walizce, którą
szatyn uparł się, że poniesie, chociaż wcale nie oczekiwałam tego od niego.
Nawet bez tego obciążenia poruszałam się dość niezdarnie, ze zmęczenia
słaniałam się na nogach, a została tylko gitara i wypchana po brzegi torba
podręczna do noszenia.
Nie
próbowałam nawet zaprzeczać. Zbliżaliśmy się do pojazdu, Harry wrzucił moją
walizkę do bagażnika i odprowadził mnie pod same drzwi. Tam ściągnął swoją
czarną bluzę i wręczył ją mi. Trzymałam w ręku przesycony męskimi perfumami
materiał, nie wiedząc co mam z tym zrobić.
-
Nie mogę tego przyjąć. – powiedziałam ze słyszaną konsternacją w głosie,
oddając ją szatynowi, który zarzucił niesfornymi lokami na bok, doprowadzając je
do porządku.
-
Owszem, możesz. – odparł, przysuwając bluzę z powrotem w moją stronę.
-
Kiedy ci ją oddam? – spytałam. Nie musiał odpowiadać. Nigdy miałam jej nie
oddawać. To wydawało się być bardzo nie w porządku.
-
To nie problem. – odpowiedział mało precyzyjnie, uśmiechając się ciepło.
Widząc, że nadal nie jestem przekonana do tego pomysłu, dodał – No weeeź ją,
widzę, że ci zimno.
-
W autobusie jest ogrzewanie. – skłamałam. Nie, nie było. Coś mi się wydaję, że
on dobrze o tym wiedział, bo nadal wciskał mi w ręce swoją bluzę. W końcu
przewróciłam oczami, czując się pokonana. Założyłam ją na siebie, była sporo za
duża, a ja wcale nie byłam taka mała, mierzyłam równo metr siedemdziesiąt, a
budowa ciała modelki nie była mi dana. Podwinęłam rękawy, czując się trochę jak
w worku. Uśmiechnęłam się sarkastycznie. – Zadowolony?
-
Pewnie. – odezwał się z szerokim uśmiechem na twarzy.
Na
parę minut zapadła pomiędzy nami niezręczna cisza. Nie wiedziałam w jaki sposób
mam się odezwać. Mieliśmy się wkrótce rozstać, nie chciałam zmarnować tych paru
ostatnich minut, ale nie wiedziałam, jak mogę je spożytkować. Wgapialiśmy się w
siebie przez chwilę, aż Harry przerwał kontakt wzrokowy. Spojrzał w swoje stopy
i odezwał się ściszonym głosem.
-
Tak na marginesie, mam takie przeczucie, że nie widzimy się ostatni raz. Jeśli
tak bardzo pragniesz, żebym odzyskał bluzę.
-
Wydaję mi się, że nie będę miała drugi raz tego szczęścia, by spotkać Harry’ego
Stylesa.
-
Nigdy nie wiesz, co ci się przytrafi. Jutro może na twojej drodze stanąć
producent z jakiejś wielkiej wytwórni płytowej, miłość twojego życia, czy twój
nauczyciel od angielskiego. Możesz wygrać w lotka fortunę. Wszystko może się
zdarzyć.
-
Takie rzeczy nie przydarzają się mi. – odpowiedziałam gorzko.
-
Wydaje ci się. Też tak kiedyś myślałem, aż tu nagle, bam, znalazłem się w
zespole i zaszliśmy tak daleko. A teraz mamy miliony krzyczących fanek na całym
świecie, wydany album i drugi w przygotowaniu. Poza tym zawsze możemy pomóc
szczęściu. Wiem, w którą stronę uciekasz. – powiedział wskazując głową w stronę
autobusu i znowu uśmiechnął się szeroko. Szczęście nie znikało z jego twarzy
tej nocy. – Wiem, gdzie cię szukać. Parę godzin w samolocie i jestem w
Montrealu. Nie doceniasz mnie, jeżeli wątpisz.
Zaśmiałam
się krótko.
-
Do września nie będzie mnie w Montrealu. Ani w Blainville. – oświeciłam go.
Rozłożył
ręce w geście radości. Miał w sobie sporo energii, nawet jak na taką późną
porę.
-
Do zobaczenia w takim razie. – powiedział i spojrzał mi w oczy ostatni raz.
Uśmiechnęłam się delikatnie na pożegnanie i wsiadłam do autobusu, rzucając mu w
ostatniej chwili krótkie spojrzenie, które zapewne wyrażało, jak bardzo nie
chciałam go zostawiać. Z tej odległości tylko fryzura informowała mnie o tym,
że to on.
Gdy
autobus odjeżdżał, sylwetka Harry’ego rozmyła mi się w mroku.
Gdy zniknął, szczerze wątpiłam,
że kiedykolwiek uda mi się oddać tę bluzę. Moje życie przypominało trochę pasmo
niekończącego się pecha, nie byłam pewna, czy los będzie dla mnie tak
przychylny drugi raz. Nie brałam jego słów na poważnie, to nie było żadne
zobowiązanie. Przecież nie mogłam oczekiwać, że ktoś po pół godziny znajomości
zada sobie trud, by odnowić kontakt. Nie mogłam być tak ważna.
Ale niespodziewanie okazało się,
że to nie było nasze jedyne spotkanie. Drugie również było czystym dziełem
przypadku. Przypomniałam sobie wtedy jego słowa i zdałam sobie sprawę, że gdyby
nie te dwa zbiegi okoliczności, sporo dobrego ominęłoby mnie w życiu. Gdy te
dwa razy życie samo się ułożyło, otrzymałam szansę na wspaniałą przyjaźń,
miałam możliwość skosztowania ich stylu życia, który bez wątpienia był zupełnie
inny od mojego i który był spełnieniem moich marzeń. Mogę chyba powiedzieć, że
to były najlepsze wakacje mojego życia – a z pewnością najciekawsze, bo nie
każdego dnia los stał po mojej stronie. A potem ze łzami wróciłam do szkoły,
zostawiając go za sobą w Europie, znowu sceptycznie patrząc w przyszłość.
Ludzie oceniają moją historię
różnie. Ja mogę powiedzieć, że wygrałam parę ważniejszych bitw mojego życia.
Niektóre zwycięstwa przyszły łatwiej, inne ciężej.
Niczego nie żałuję. Zdaję sobie sprawę,
jaką szczęściarą jestem.
*
No więc dwa prologi gotowe :D. Tak, napisałam dwa, jeden bardzo dawno, ale wyszedł mi zbyt dobrze, żeby go wyrzucić. A ten jest takim krótkim wprowadzeniem, bardziej treściwym, wydaje mi się. Pisałam tę scenę ze trzy razy, nadal nie jestem w pełni zadowolona z tego, jak to wyszło, ale już więcej poprawiać nie mogę.
Miłego czytania ♥
Bardzo zaintrygowal mnie ten blog. Strasznie podoba mi sie to ze napisalas rowniez z perspektywy Harrego ;) Cos czuje ze na przyjazni sie nie skonczy. Wprowadzilas swietny nastroj ! Informuj mnie o nastepnych rozdzialach
OdpowiedzUsuń@aww_paulaaa
pozdrawiam ;3
Baardzo fajnie się czyta, meeega ciekawy i interesujący : ) niecierpliwie czekam na dalszą część ;*** @karolapatka : ) <3
OdpowiedzUsuńWkurzyłam się! Napisałam dłuugi komentarz i mi się usunął! fgkjhsdfkjl. Okej, spróbuję jeszcze raz to napisać, choć pewnie nie napiszę połowy z tego co chciałam, ale liczą się chęci, prawda?
OdpowiedzUsuńTak więc
Hej, hej, hej! Tu @semomma (Ta co cię namawiała do kontynuowania chasing-that-moment.blog.onet.pl :D btw. zasatnowiłaś się czy będziesz dalej pisać tego bloga?) i postanowiłam napisać taki mały komentarz bo jak już pisałam, tamten który na początku pisałam mi się usunął. Ale postanowiłam spróbować jeszcze raz, bo wiem jak ważne dla autora jest aby ktoś zostawił po sobie jakiś ślad. Więc, flghsdfkjgsdklfgldkfgjklsdjfg. Nie umiem inaczej wyrazić tego co teraz czuję. To jest pierwsze opowiadanie w które się tak bardzo wciągnęłam już na samym prologu! Ahhh świetnie piszesz. Wiem że to tylko takie gadanie (a raczej pisanie) ale naprawdę uwielbiam twój sposób pisania, jestem normalnie twoją fanką! haha. Można powiedzieć że mam tak jakby obsesję na punkcie czytania książek jak i opowiadań, więc niecierpliwie czekam na rozdział pierwszy!
Oczywiście informuj mnie o rozdziałach: @semomma
Przepraszam za jakiekolwiek błędy jeśli owe się pojawią, ale jestem zbyt leniwa aby to sprawdzać :D
To chyba wszystko, i tak jak pisałam na początku, nie napisałam nawet połowy tego czego chciałam ._. Ale trudno!
I WENY ŻYCZĘ (:
Hej! Twój blog został nominowany do Liebster Awards! Aby dowiedzieć się więcej, wejdź na http://this-is-our-dream.blogspot.com/2013/02/liebster-award.html ♥ ♥
OdpowiedzUsuń~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeejku, czego nie widzę kolejnych części? <3 Czekam i czekam, i się doczekać nie mogę, proszę, napisz coś w końcu, bo zwariuję! Sam prolog jest meeeega ciekawy, więc boję się myśleć , jak zaszalejesz przy kolejnych rozdziałach! <3 Zapraszam do siebie <3 this-is-our-dream.blogspot.com <3
It also contains several playback controls and a filter box.
OdpowiedzUsuńGoogle Calendar gives you an ability to customize your view as you
like. 8 million channel views means his irreverent look at the world
gets plenty of notice.
Also visit my webpage - youtube views